poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Pracoholicy

Już tak mam, że nie potrafię się położyć spać. Znaczy to tyle, że jeśli nie zalegnę w łóżku przed 24 i jeśli nie mam towarzystwa to wysoce prawdopodobnym jest, że następne kilka godzin spędzę samotnie czekając na świt. Czekając w silnym poczuciu, że pójście spać wiązałoby się z jakąś niepowetowaną stratą, że lepiej oczu nie przymykać bo coś mnie ominie. W pojedynkę patrzę w ekran monitora, czasem z taką pasją wykonując nic nie znaczące czynności jakbym czuwała nad centralnym obwodem zarządzającym reaktorem atomowym. Mam poczucie, że strzegę czegoś bliżej nieokreślonego. Właściwie zawodem idealnie określającym moją nocną postawę jest portier.

Całkiem niedawno o 6 rano było mi jeszcze nie dość toteż ściągnęłam na komórkę "kółko i krzyżyk" i zabrałam swą pracę do łóżka. Znam jednak gorsze przypadki i bardziej nadgorliwych strażników. Jednym z nich jest Miłosz lat 27, całą noc strzeże tego samego co ja popijając czeskie wysokie gatunkowo piwa. Od 6.30 do 7ej on i jego wątroba mają krótką przerwę. Wtedy to rodzice szykują się do pracy,  a nasz bohater gasi wszelkie źródła światła i zastyga w pozycji symulującej sen. Po wyjściu rodziców włącza wszystko od nowa i wychodzi na ostatnią wartę i ostatnie piwo. Gdy idzie spać o 8ej czy 9ej z pewnością gdzieś tam zastępuje go ktoś inny. Tym sposobem "coś" zawsze jest bezpieczne.

Dzięki swojemu etatowi dane mi było wiele zaobserwować. O piątej trzydzieści w dni powszednie z bramy naprzeciwko wysuwa się szary polonez, w polonezie Barbara G. kobieta lat około 60ciu. Wyjeżdża do pracy na bazarze, gdzie ponoć sprzedaje warzywa. Na głowie ma syna alkoholika i fioletowy kask. Włosy siwe, o ekstremalnym skręcie macza pewnie w pioktaninie. Barbara G. co rano powiela ten sam schemat. Wyjeżdża na ulicę, wysiada, zamyka bramę, sypie solą w posadzone przeze mnie kwiaty, wsiada i odjeżdża. Popołudniu mówimy sobie dzień dobry. Pozwalam jej myśleć, że nie wiem kto dystrybuuje sól w moim ogrodzie. Ostatecznie każdy ma swoją, taką a nie inną pracę do wykonania.


 

czwartek, 16 sierpnia 2012

Zaraza

Masz lato, masz wakacje, jakby w naturalnej kolejności masz anginę. Nie wołasz o pomoc, nikt więc nie przychodzi ze śniadankiem, nie przybiega z herbatką. A szkoda. Nie mając żadnych szans na zabawę w mała chorą księżniczkę zwlekasz się z łóżka. Robisz dwie krótkie przerwy na wymiotowanie gilami, po czym załapujesz się na scenkę, która właśnie rozgrywa się w twojej własnej głowie. "Oj jaka jestem biedna. Tak, bardzo biedna, o jeju jeju. Zaraz się zajmiemy, zaopiekujemy, utulimy.."

W lodówce zastajesz tylko jego, zawsze tam jest, zawsze na ciebie czeka, twój pasztet. Półki lodówki uginają się od rozpieczętowanych pasztetów, różniących się jedynie datą ważności, bo na pewno nie smakiem. Wygląda to mniej więcej jak pole wyniszczającej psychologicznej walki. Ktoś w swojej desperacji miał jednak nadzieję, że to następne opakowanie będzie smakowało choć ciut inaczej. Mówisz sobie- pasztet nie jest taki zły, pasztet jest właściwie dobry i udajesz się przed komputer.

Na facebooku bez drastycznych zmian, uspakajasz się oglądając zdjęcia obcych kotów, obcych kotów z obcymi kłębkami, obcych kotów z kokardami, ogólnie dominującym tematem są nieznane ci dotąd koty.

Następnie 15 zdjęć właściwie nie różniących się od siebie niczym, zdjęć które miały ci powiedzieć "ale ta Kaśka opalona i na jachcie, ta to ma życie, taki jacht to tylko w amerykańskich serialach widziałam, no nieźle, życie jej się udało, kasy to ma pewnie jak lodu" ale z racji zakłóceń sygnału powiedziały "eeej chciałam żeby wyszło na bogato, żeby łódź było dobrze widać, no dobrze widać? nie, nie moją twarz, jacht! widzisz go!!? no widzisz? Do-you-copy?". Wszak nie ma nic gorszego od nieumiejętnego lansu. Tak, nawet buractwo i chęć chwalenia się często cudzymi pieniędzmi nie jest tak żenująca i godna pożałowania jak nieumiejętność ich niepostrzeżonej realizacji.

Gwoździem do trumny staje się jednak cykl zdjęć pt "twoi znajomi nieciekawie żyją pod okiem innych znajomych". Resztkami sił patrzysz w komentarze, a tam oprócz 62 kliknięć w "lubię to" między innymi:

"kurde Anka, myślałam że my z Krzysiem nieciekawie żyjemy ale wy to dopiero macie nieciekawe życie, CZAD!!",

"Kochani!!!! Te dziesięć zdjęć z osiedlową brzozą, klasa. Jak tylko Aśka dostanie urlop jedziemy tam na wakacje!!!!"    oraz 

"O jaaa, stoisz pod drzewem wiesz jak ja to lubię, w niedziele mam wolne to postoimy razem!!!"


Nie dajesz rady. Wpadasz w objęcia anginy.




Ps: Szkoda mi tego gościa poniżej.


piątek, 3 sierpnia 2012

Historia pewnej miłości

Przepraszam panią ale nie myłem się tydzień i strasznie śmierdzę, czy byłaby pani łaskawa skasować mi bilet? Z racji tego że za moment będę się o panią ocierał mogę panią lekko zmoczyć, co z resztą nie będzie takie najgorsze w tym upale, prawda? Poczuje pani kwaśny odór i lepkość mej koszuli, powiem pani o sobie wszystko, że palę, że jadłem cebulę, że rozmiar piersi mej duże C. Zasłonię pani cały świat. Jedyne co będzie pani widzieć to krople świeżego potu spływające po śniadym mym karku. Wysiadając zaczepię siatką o siedzenie, wysypią się wszystkie ziemniaki. Obejrzę się wtedy do pani ostatni raz. Więcej się nie zobaczymy.