czwartek, 6 grudnia 2012

Wywiad

Motywowana ambicjami rodzonych rodziców i brakiem ich odporności na długoterminowy wstyd, jak również chęcią posiadania nowych jeansów - wybrałam się na kolejny wywiad ze mną. Kolejny, który właściwie nigdzie się nie ukarze. Co istotne i  pocieszające nie ukarze się również w tak zwanej prasie kobiecej.

Cudem jakimś te istoty, w których istnienie ciężko mi wciąż uwierzyć jak i w to, że opanowały zdolność czytania ze zrozumieniem, nie przeczytają o mnie bogato ilustrowanego tekstu autorstwa wtórnego analfabety po gimnazjum, z pewnością nie dla podchorążych. Tekstu o tym jak to było na prawdę.

Innych treści nie przysłoni więc wielkie moje zdjęcie i sprawy najważniejsze; co miałam na sobie; jakie buty wybrałam jeśli nie jedyne jakie posiadam i ile matka ma za nie zapłaciła; dalej co w twarz swą wklepuję z powodzeniem, by wyglądała na głowę od trupa jedynie dwu dniowego; jak jajka jadam na śniadanie i co myślę o tym, że teraz tylko kapelusz, że z czapką już wstyd prawie ten sam, co z matką jeździć na spotkanie z dilerem. Czytelniczki, a raczej patrzące - nie dowiedzą się jak na rozmowie kwalifikacyjnej było mi tym razem, ani też co ja miałam i co mnie miano do powiedzenia.

Światła dziennego nie ujrzy fakt, że podwózkę zaoferował mi zaaferowany tato, i że po drodze zderzylibyśmy się z rowerem. Z rowerem, którego właściciel był tak bezczelny że jechał chodnikiem miast trasą tranzytową A1. Gdyby tak jak należy co dzień dziarsko wyrywał każdy metr bujającym się tirom, miałby dziś bankowo lepszy refleks.

Pozostanie tajemnicą moją i taty również nasz urwany w połowie dialog. Kiedy to rzucił mi na odchodne - wyglądasz jak denat, a ja jemu w odpowiedzi, zamiast - ty też, tylko dostojne - nie czekaj na mnie. Pominę już fakt nieumiejętności skorzystania z windy, która przerosła mnie inteligencją i pierdół typu, że pamiętałam żeby wciągnąć brzuch i wsadzić go w razie potrzeby w spodnie.

Na łamach prasy nie ukarze się w końcu moja rozmowa z tym młodym człowiekiem i moje związane z tym rozterki. A wszystkie krążące wokół niemej tyrady. Patrząc w te korporacyjne oczy zadawałam sobie bowiem pytanie. Czy pan wie że ja kłamię, czy pan zdaje sobie sprawę z tego ze uśmiecham się kokieteryjnie, ale pan nic a nic mi się nie podoba? Tak jak nie podoba mi się tysiące podobnych panu elegancików za dychę, królów życia za 2200 brutto i karnet na basen. Panie kurwa, w dupie mam te wasze i każde inne ołpenspejsy, te dorabiane ideologie i podrabiane misje pseudo odpowiedzialności. Przyznaj Pan racje, wam zależy tylko by wyruchać nas w dupę i to na zasadach korzyści skali, zbiorowo i niepostrzeżenie. Co więcej czy pan nie czujesz że to dildo jest letnie? Szkoda mi siebie i pana. Podejrzewam że pan nawet wódki nie pijesz jak należy, że się pan integrujesz w pracy i poza nią, że panu fuzję pracy i życia zrobili, żebyś Pan czasem nie wpadł na to, że istnieje coś innego niż napierdalanie w cudzą klawiaturę przez 3/4 własnego czasu. Takie Pan masz życie jakie pianino. Ja na nim nie chcę kurwa grać. A zacząć mogę od jutra.

Weszłam do windy, odruchowo spojrzałam czy nie ma żadnej kamery, po czym ścisnęłam sobie twarz i krzyknęłam z całych sił słowo KURWA przez zwielokrotnione A.

Tak to właśnie było.

5 komentarzy:

  1. Lubiłem wyobrażać sobie, że któregoś dnia wstaję, odsuwam obrotowy fotel i krzyczę KURWAAAAA!!!, i zaczynam tak krzyczeć raz za razem, nie przestaję, a w między czasie chwytam ze monitor, wyrywam, rozbijam o podłogę. Zanosząc się kurwami i japierdole, krzycząc, że system, niewolnicy i nołlajf zaczynam zataczać się po ołpenspejsie, taranować boksy, kopać w szafki, szafy, komputery, rozbijać laptopami szyby i wrzeszczeć ludziom prosto w twarz....

    To były najprzyjemniejsze momenty pracy.

    Pozdrawiam,
    Disappointed Frustrated

    Ps. W obecnej też bym tak sobie wyobrażał. Ale nie ma openspace'ów.

    OdpowiedzUsuń
  2. W najtragiczniejszej chwilach z pewnością zwrócę się ku wyobraźni.
    Co do działań w czasie rzeczywistym - już widzę jak w swojej beznadziejności zdobywam się na małe żałosne akty sprzeciwu. Jak łamię ołówki, brudzę ściany, wciskam pisaki, kradnę serwetki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyklejam gumy pod blat biurka, nie wycieram butów o wycieraczkę, piję kawę na zapas, i kradnę cukier w saszetkach?

    Was there, did it.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę pomaga.

    Sorry za podwójny komentarz, znowu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Właściwie te wyobrażenia i drobne złośliwości to jedyna oznaka, że się pozostało człowiekiem i wciąż jeszcze daleka droga do stadium Robo Corp.

    OdpowiedzUsuń